Ula Kopeć-Zaborniak – poetka, podróżniczka, dyrektor biblioteki w Cieszanowie (woj. podkarpackie, Roztocze)
Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Jesteś niezwykle aktywną kobietą. Jak dajesz radę zajmować się tyloma inicjatywami na raz?
Chyba nie potrafię inaczej 🙂 Ciągle coś robię. Za każdym razem wydaje mi się, że nie mam czasu na nic więcej – mimo to działam. Mam swoje pasje i je rozwijam – pilnuje, żeby poświęcać im tyle czasu, co pracy.
I jakie to pasje?
Po pierwsze to poezja, pisanie. W zeszłym roku spełniłam swoje marzenie i wydałam pierwszy tomik „Data Ważności”.
Druga pasja to podróżowanie – w szczególności w góry, po których chodzę z mężem. Już nie tylko w polskie, ale też słowackie i rumuńskie. Przez to sąsiedzi mówią nam ciągle: „was nigdy nie ma w domu” :).
A co w takim razie z pracą? Masz na nią czas i chęci?
Swoją pracę też wykonuję z uwielbieniem. Od dziecka bawiłam się na schodach w bibliotekę – misie wypożyczały książki. Teraz jestem dyrektorem placówki w Cieszanowie – tutaj realizuję się, szczególnie dlatego, że to praca z ludźmi. Dużo energii daje mi to, że mogę coś robić dla społeczeństwa – jak się ładnie mówi: równać szanse, dawać możliwości. W większych miejscowościach młodzież ma wszystko pod ręką – a tutaj jest inaczej – nie tak łatwo.
–
A jak zaczęłaś pracę w bibliotece? Jak ona wtedy wyglądała?
Na samym początku, gdy zaczęłam tu pracować, biblioteka nie miała takiego wizerunku, jaki ma teraz, nie wyglądała tak jak dzisiaj – było to malutkie pomieszczenie. Teraz rozrosła się, zmodernizowaliśmy ją. Istnieją dwie filie – każda ma swój charakter – w Dachnowie to bardziej ośrodek sztuki i kultury, a w Lublińcu to takie nasze małe „centrum Kopernika”, zajmuje się techniką i nauka.
–
Biblioteki zmieniły swoje oblicze, są ładne i nowoczesne, mają komputery, ekrany interaktywne, konsole z sensorem ruchu – są wyposażone jak biblioteki w dużym mieście. Teraz, gdy ludzie wchodzą do biblioteki – uśmiechają się. Wreszcie jest dokąd przyjść z dzieckiem (mamy też „Bajkolandię”).
Mówisz, że biblioteka się zmieniła – a jej odbiór przez ludzi?
Patrzenie na bibliotekę też jest inne. Ostatnio organizujemy też wyjazdy – chcemy pokazać dzieciom świat – instytucje, koncerty organowe, kultura, filmy – żeby pewnie się czuły, zapoznały się z kulturą. Do tego rozwija się społeczeństwo, osoby starsze integrują się w klubach seniorów. Jest wzrost czytelnictwa – ludzie do nas przychodzą, ale nie tylko po książki, ale i po e-booki, czy też żeby skorzystać z bezpłatnego internetu. Jesteśmy teraz jedyną instytucją w gminie, w której ludzie mogą wysłać faks (na poczcie zlikwidowano).
–
Ciekawe, że działacie nie tylko z dzieciakami, ale też z seniorami. Co razem robicie?
Zaczęło się dwa lata temu. Zebraliśmy na projekt 50 seniorów z gminy: uczyli się angielskiego, mieli ćwiczenia z piłką – bodyballs, turystyczne wyjazdy po regionie. Spodobało im się i to był takie pierwszy krok w rozruszaniu tej części społeczności. W tamtym roku przeprowadziliśmy akcję: Seniorzy dla najmłodszych – przygotowywaliśmy starsze osoby do pracy w przedszkolach jako wolontariusze. Celem było nauczenie ich, by nie bali się zajęć z małymi dziećmi. Dzięki temu do dziś przychodzą i pomagają nam. Wspierają też inne akcje – jak Centrum Fotografii Lokalnej – w ramach którego przekazują i opisują stare fotografie – troszczą się razem z nami, żeby historia została zapamiętana.
–
Sama też zdążyłaś wiele osiągnąć. Największym wyzwaniem dla Ciebie był chyba wyjazd do Parlamentu Europejskiego. Jak do tego doszło?
Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego odbierała tam nagrodę. Zaproponowali, że na galę poleci z nimi bibliotekarka z Polski – specjalnie wybrano osobę nie z Warszawy, tylko z małej miejscowości, która działa aktywnie. Padło na mnie – to było wielkim zaskoczeniem – Polska jest przecież taka wielka i tyle jest tych bilbliotek :). Zgodziłam się – bo lubię wyzwania.
I jak tam było?
Uczestniczyłam w trzech dniach posiedzeń w Parlamencie. Było trochę nerwów i stresu , ale okazało się to ciekawym doświadczeniem – podszlifowałam swój angielski i zobaczyłam, jak działa parlament. To było dla mnie wielkie wyróżnienie – cieszyłam się, że doceniono moją pracę.
Wydałaś też tomik wierszy.
Tak – zaczęło się od tego, że dostałam stypendium im. Olgi Rok dla bibliotekarek z małej miejscowości. Pieniądze przeznaczyłam na publikację mojego tomiku. Początkowo nie myślałam, że się to uda – bo na stypendium kandydowało 100 osób. Znowuż byłam zaskoczona. To było spełnienie moich marzeń. Wydany tomik pod nazwą „Data ważności” czytano, z krytyką Iwony Smolki, przez tydzień w II Programie Polskiego Radia.