Olga Solarz – badaczka kultury tradycyjnej, specjalizuje się w magii wykorzystywanej w medycynie i weterynarii ludowej, a także funkcjonującej w rodzinnym i kalendarzowym cyklu obrzędowym. W ostatnich latach prowadzi badania wśród Bojków w powiecie turczańskim na Ukrainie.
Projekt realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.
Malwina Żyła: Czy tylko kobiety zajmowały się magią na wsi?
Olga Solarz: Nie, nie tylko one, jednak należy podkreślić, iż w kosmogonicznym podziale świata, to jednak my – kobiety – jesteśmy przyporządkowane do jego dolnej sfery, czyli do ziemi i wody. Stąd już tylko krok do Zaświatów, więc od stuleci jesteśmy kojarzone z nieczystymi siłami, czarną magią.
A co powodowało sporą obecność kobiet wśród osób zajmujących się magią i lecznictwem?
To kobiety prowadzą gospodarstwo i wychowują dzieci. Muszą więc dysponować pewną wiedzą, by leczyć choroby dzieci, zwierząt ale też zapobiegać i odwracać uroki. Dlatego też najlepiej znają się one na ziołolecznictwie. Każda ma swój sposób na pewne dolegliwości i tylko w skrajnych przypadkach zwracają się ku medycynie i lekarzom.
A mężczyźni?
Też leczą, ale mam wrażenie, że zajmują się poważniejszymi dolegliwościami – np. ludowym leczeniem epilepsji. Jednak na co dzień, to kobiety musiały pamiętać o wielu tradycjach i to one, jako strażniczki domowego ogniska, miały zapobiegać nieszczęściom.
Czy można te wszystkie praktyki nazywać magią?
Należy pamiętać, że dla Bojków tak jak i wielu tradycyjnych kultur, to co my – współcześni nazywamy magią, stanowi tak naprawdę ich realność, otaczający świat. W naszym życiu także funkcjonuje wiele przesądów, jednak nie znamy ich prawdziwego uzasadnienia i historii, za to chętnie łapiemy się za guzik widząc kominiarza i z jego puszczeniem czekamy na pana w okularach, czarny kot wywołuje trwogę, dziewczyny na studniówkę zakładają czerwoną podwiązkę, a przed egzaminem pożyczamy długopis. Ukrytego sensu tych działań nie znamy, ale robimy to „by nie zapeszyć”.
Skąd czerpiesz wiedzę na temat tak specyficzny jak magia ludowa?
Wiedzę teoretyczną dają mi opracowania, jednak one mogą tylko pomóc w interpretacji, rozumieniu symboliki. Podstawowy materiał do mojej pracy dają mi ludzie, z którymi rozmawiam.
Jak ich znajdujesz, dobierasz?
Idąc przez wieś zawsze się kogoś spotyka. Wystarczy więc nawiązać rozmowę i trochę nią pokierować. Fantastycznym źródłem wszelkich informacji jest sklep, do którego w ciągu dnia przychodzą głównie kobiety, by choć na chwilę oderwać się od domowych obowiązków. Niekiedy sama nie biorę czynnego udziału w rozmowie – gdy temat jest zajmujący, rozmówczynie same chętnie go rozwijają, wtedy pozostaje tylko przysłuchiwać się i jak najwięcej zapamiętać. Często można dowiedzieć się tego, o czym w rozmowach bardziej sterowanych kobiety wstydzą się opowiadać.
Jak zdobywasz zaufanie ludzi, którzy przekazują Ci rzeczy tak tajemnicze jak teksty zaklęć?
Mam pewną łatwość komunikacji, stosunkowo szybko zdobywam zaufanie. Jest to szalenie ważne, ponieważ magia jest tematem tabu. Duże znaczenie ma także bezpośredniość w zadawaniu pytań. Podczas każdego z wyjazdów realizuję określony temat – np. tradycje wielkanocne, dlatego też często rozmawiam z tymi samymi osobami, które już mnie znają i w jakiś sposób się do mnie przyzwyczaiły, czy nawet przywiązały. Przyjeżdżając kolejny rok z rzędu do tej samej wsi, pomieszkując u tych samych gospodarzy zaczynam żyć życiem tej społeczności. Poza tym, czasami łatwiej jest opowiedzieć coś „obcemu” niż „swoim”.
Kim są twoi rozmówcy?
Najmłodszą moją rozmówczynią, która opowiadała mi jak wyleczyć jęczmień ludowym sposobem była 5-letnia dziewczynka. Tradycje i wiedza ludowa są przekazywane z pokolenia na pokolenie w sposób bardzo naturalny – babcia zawiązując nitkę na środkowych palcach opowiada dziewczynce, dlaczego i w jakim celu to robi. Dziecko wychowywane wśród tych wierzeń samo je przejmuje, by następnie w swoim życiu kierować się nimi. Wiedza bardziej tajemna, uzdrowicielskie moce są przekazywane od najstarszych do najmłodszych kobiet w obrębie rodziny. W ten sposób jest zachowywana. W przypadku Bojkowszczyzny dodatkowym czynnikiem „konserwującym” jest położenie geograficzne. Z jednej strony niektóre wioski są oddalone od Lwowa raptem o kilka godzin jazdy busem, jednak nie wpływa to na fundamenty wierzeń. To, że dziś niemal każdy ma telefon komórkowy i kontakt ze światem dzięki telewizji, nie ogranicza przekonań dotyczących np. urocznych oczu.
A co utrudnia przekazywanie tej wiedzy następnym pokoleniom?
Zdolności odczyniania czy leczenia różnych schorzeń wymaga, według ludu, ogromnego nakładu energii, solidnego postu, stąd często młodsze pokolenie nie chce przejmować tej tajemnej wiedzy, bo stanowi ona pewien balast. Od znachorek często słyszę, że przekazują mi informacje, bym mogła wykorzystać tą wiedzę w praktyce i komuś pomóc. Starsi, którzy opowiadają o metodach leczniczych czują też pewien wewnętrzny spokój, że tej wiedzy nie zabiorą ze sobą do grobu.
Oprócz Twoich zainteresowań naukowych znajdujesz też czas na działalność w Stowarzyszeniu Magurycz. Jaka jest misja Stowarzyszenia i czym się zajmuje?
Stowarzyszenie Magurycz rozpoczęło 28 sezon swojego istnienia. Nasze podstawowe zadanie to ochrona sztuki sepulkralnej na cmentarzach pozbawionych opiekunów w południowo-wschodniej Polsce. Stowarzyszenie przecierało szlaki w działalności na tym polu, chętnie dzieli się swoim doświadczeniem i współpracuje z innymi organizacjami. Wolontariuszom, którzy biorą udział w obozach cmentarnych, często dzięki pracy właśnie na cmentarzu zmienia się perspektywa postrzegania nie tylko samych nekropolii, jako odrębnych i dla przeciętnego człowieka nieco strasznych światów, ale również otwierają się oni na inne kultury, gdyż pracujemy na cmentarzach różnych mniejszości: żydowskiej, niemieckiej, łemkowskiej czy ukraińskiej. Działania Stowarzyszenia są doceniane, o czym świadczą przyznane nagrody, m.in. dyplom od Żydowskiego Instytutu Historycznego i Ambasady Izraela za działalność na rzecz ochrony dziedzictwa kultury żydowskiej w Polsce, zostało też wyróżnione nagrodą imienia Sergio Vieira de Mello, nagrodą Pro Publico Bono, a całkiem niedawno nagrodą Zarządu Województwa Podkarpackiego.